Jeszcze niedawno wszyscy powtarzali: „AI wszystko zmieni”. I faktycznie zmieniło. Tyle że nie zawsze tak, jak oczekiwaliśmy. Zamiast rewolucji jakości coraz częściej mamy do czynienia z czymś zupełnie innym – z zalewem treści, które udają mądre, ale w rzeczywistości nic nie znaczą. To zjawisko dorobiło się już nawet własnej nazwy: AI slop.
Jeśli kiedykolwiek kliknąłeś artykuł z obiecującym tytułem w stylu „Inteligentne rozwiązania dla przemysłu przyszłości”, wiesz, o czym mowa. Brzmi obiecująco, ale po chwili orientujesz się, że to tylko zestaw ładnych, modnych fraz – „innowacyjne podejście”, „nowoczesna automatyzacja”, „efektywność i niezawodność”. Słowa płyną, akapity się mnożą, a Ty kończysz lekturę bez jednej konkretnej informacji. Właśnie tak działa AI, kiedy zostawi się je samo sobie. Nie rozumie, o czym pisze – tylko przewiduje, jakie słowa powinny paść w danym zdaniu. To trochę jak uczeń, który zna schemat wypracowania, ale nie ma nic do powiedzenia poza formą.
Problem zaczyna się wtedy, gdy takich tekstów pojawia się setki. Jeśli dziesiątki firm w tej samej branży publikują identycznie brzmiące treści, znika unikalny głos marki i różnicowanie. Klienci widzą tylko kopie kopii – wszystko poprawne, ale kompletnie wymienne. A w świecie B2B, gdzie decyzje są drogie i trudne, to szczególnie groźne. Kupując buty, możesz dać się skusić na hasło „modne i wygodne”. Ale gdy w grę wchodzi inwestycja w maszynę czy system za setki tysięcy złotych, potrzebujesz konkretów. Liczb, parametrów, norm. AI, jeśli nie dostanie ich od człowieka, nie wyczaruje ich sama.
I właśnie tutaj pojawia się jeszcze jeden problem – nie tylko z AI, ale z całym językiem marketingu. Niezależnie od branży w kółko powtarzamy te same hasła: „wysoka jakość”, „bogate doświadczenie”, „jesteśmy ekspertami”. Tylko… co to właściwie znaczy? Jakość, jeśli nie pokażesz, że np. Twój produkt przeszedł testy w 600 godzinach pracy non stop, pozostaje pustym słowem. Doświadczenie? To dopiero liczby – 20 lat w konkretnej branży, 500 wdrożeń, 15 tysięcy serwisowanych urządzeń – czynią je wiarygodnym. Eksperckość? Sama deklaracja nie wystarczy. Ekspertem jesteś dopiero wtedy, gdy potrafisz odpowiedzieć na konkretne pytanie klienta i podać dane, które pomogą mu podjąć decyzję.
Czy to oznacza, że AI jest bezużyteczna? Nie. Problem nie tkwi w narzędziu, tylko w tym, jak z niego korzystamy. Traktowana jako „magiczny copywriter” szybko prowadzi do inflacji treści – ładnych, ale pustych. Ale jeśli połączymy ją z wiedzą eksperta, wtedy naprawdę może pomóc. Najlepiej działa jako asystent – taki pomocnik kucharza, który obierze warzywa i przygotuje składniki. Ale to kucharz decyduje, co z tego ugotować.
I tu dochodzimy do sedna. AI nie zastąpi Twojego doświadczenia, wiedzy i sposobu patrzenia na świat. Ale może sprawić, że Twoje myśli zyskają formę, która przyciągnie uwagę. Może pomóc Ci uporządkować chaos notatek, nadać rytm historii, podsunąć inspirację, kiedy sam nie wiesz, od czego zacząć. Prawdziwa siła AI nie tkwi więc w tym, że „pisze za Ciebie”, tylko w tym, że pozwala Ci pisać odważniej, szybciej, klarowniej.
Dlatego, zamiast pytać, „czy AI zastąpi człowieka?”, warto zadać inne pytanie: „co mogę zrobić, żeby to właśnie mój głos brzmiał wyraźnie w świecie, w którym AI produkuje miliony identycznych zdań dziennie?”. Bo to nie sztuczna inteligencja zdecyduje o wartości treści. To zawsze będzie Twoja rola.
AI może napisać tysiące tekstów. Ale tylko Ty możesz stworzyć jeden, który naprawdę ma znaczenie.